wtorek, 4 grudnia 2012

Candy od św. Mikołaja

Mamy dla Was wspaniałą wiadomość. W związku z tym, że dostaliśmy z Góry informację o Waszej grzeczności - 6 grudnia przyjedzie do nas św. Mikołaj.

{foto - znalezione gdzieś w internecie}

Przyjedzie na Saniach, a przywiozą go Renifery. Prawdopodobnie przywiezie nam sporo śniegu w postaci Bałwana.
Przyjedzie po to, by Was obdarować prezentami.
Do zdobycia są zestawy tekturek: Mikołaj, sanie, renifery, choinka, śmieżynki i bałwan na dokładkę :D + jeden stempel do wyboru.



Wygrać mogą dwie osoby. Jedna tu, druga na naszej stronie na FB.
Zachęcamy do pozostawienia komentarzy.
Trzeba się jednak troszkę wysilić, bo Mikołaj chce mieć wybór.
W komentarzu wpiszcie swoje pierwsze lub jakieś śmieszne/ ciekawe / nietypowe wspomnienie ze spotkania z Świętym Mikołajem.
Święty jest nieugięty!! Wszystko sam przeczyta i wskaże nam, które osoby obdarować.

Prosimy również o umieszczenie naszego czerwonego jak Mikołaj banerka u siebie na blogach :D

Macie czas do 6 grudnia do godziny 20-tej. Potem ogłosimy wyniki.
Zapisywać można się na blogu, oraz na Facebooku - pozostawiając ten sam lub różne komentarze.

Zapraszamy wszystkich w imieniu Św. Mikołaja

Zespół CraftFUN :)

24 komentarze:

  1. I tak mi pewnie nikt nie uwierzy, ale to właśnie ja byłam najgrzeczniejsza ze wszystkich ;)
    A wspomnienia? Hmm... jako pierwsze przyszło mi do głowy takie sprzed paru lat. Mój brat przebrał się za Mikołaja, chcąc rozweselić swą uroczą córeczkę, lat trzy. Po wielkim strachu, kilkunastu minutach zdobywania dziecięcego zaufania, nieskończonych próbach nawiązania kontaktu ("kto był grzeczny?" "jak masz na imię?"), kilku aktach desperacji ("no powiedz chociaż jedno słowo"), dystans kilku metrów zaczął się zmniejszać. Dziecię nieśmiało zaczęło podchodzić do świętego. Po kolejnych minutach rozpoczęły się tańce i wesoła zabawa zdawała się nie mieć końca, aż tu nagle - trrrach... rozpiął się mikołajowy pasek (z kurtki, nie ze spodni, spokojnie!) i panu Mikołajowi zaczął osuwać się brzuch (poduszka typu jasiek). Na szczęście mała była za bardzo przejęta/wystraszona/ucieszona* (*właściwe podkreślić) i nie zwróciła uwagi na to, że Mikołaj pozbywa się właśnie tej jakże znaczącej części ciała. Na nieszczęście Mikołaja - on sam również tego nie spostrzegł od razu, jednak od czego ma publiczność? Zaalarmowany wybuchami śmiechu co bardziej ostrzegawczych osób, złapał się za brzuch (wspomniana poduszka typu "jasiek") i zniknął niemalże po angielsku, mimo że pochodzi przecież z dalekiej Północy. Tak to właśnie pewnego razu było. I zbieżność wspomnianych wydarzeń oraz wszelkie podobieństwo są absolutnie nieprzypadkowe...
    Pozdrawiam, Magda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale mi się trafiło...chyba jestem pierwsza?! i z ogromną przyjemnością zapisuję się na mikołajkowy konkursik :)
    ...dawno dawno temu kiedy byłam małą dziewczynką jak małą nie pamiętam, ale doskonale pamiętam jak czekałam na Św. Mikołaja z wielką trwogą w sercu czy byłam wystarczająco grzeczna i czy tej grzeczności wystarczy na jakiś choćby mały podarek :)...Mikołaj przychodził odziany w czerwone palto z kołnierzem z waty i wacianą brodą wręczał profilaktycznie białą rózgę a następnie z jutowego wora wydobywał pakunki dla mnie i mojego rodzeństwa.Wszyscy bardzo się cieszyliśmy.Była tylko jedna rzecz której rodzice nie mogli nam jakoś sensownie wytłumaczyć dlaczego mikołaj chodzi w dziadkowych kapciach :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ooo nie jestem pierwsza ...ale jestem kolejna w kolejce :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie ja zacznę. Moje wspomnienie o Świętym M. ma już ok 30 paru lat. Były to jedne z tych Świąt, które spędzaliśmy u moich Dziadków. Wieczerza Wigilijna miała się ku końcowi, Rodzice rzucili hasło że trzeba zajrzeć do drugiego pokoju bo już moze Mikołaj coś wrzucił pod choinkę. Ja i mój młodszy brat wyrwaliśmy się od stołu i pognaliśmy do pokoju z choinką a tam...nic. Pod choinką nie było nic byliśmy rozżaleni gdy nagle w korytarzu usłyszeliśmy jakiś rumor, pukanie do drzwi, biegiem zatem lecimy do korytarza a tam...nasz Dziadziuś z oporem zamyka drzwi i mówi: tu są tylko niegrzeczne dzieci! Zamyka je a my z minami bliskimi płaczu stoimy przed tymi drzwiami i nie możemy uwierzyć że Dziadziuś nie wpuścił Św. Mikołaja.
    Oczywiście w tym momencie pozostali domownicy zapełnili prezentami pokój z choinką (ale tego domyśliłam się dopiero wtedy kiedy przestałam w niego wierzyć :) )
    Jaka była nasza radość i satysfakcja z tego że nie udało się dorosłym ten wybieg i nie udało im się pozbawić nas prezentów,nie wpuszczając Mikołaja :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to ja idę na pierwszy ogień :)
    Chciałam opisać spotkanie z Mikołajem nie moje lecz uczniów szkoły, w której pracuję.
    Przez kilka lat w rolę Mikołaja wcielała się jedna z mam (mająca w szkole 3 dzieci).
    I właśnie w roku gdy jej najmłodsza córka zaczynała edukację nasz Mikołaj odwiedził jej zerówkę. Dziewczynka była wyjątkowo wystraszona i przerażona. Gdy przyszła jej pora podejść po prezent, rozpłakała się i uciekła. "Mikołaj" z matczyną troską i łagodnym głosem (już własnym, nie mikołajowym)próbował ją uspokoić. Mała była tak wystraszona, że nie rozpoznała głosu matki i płacząc krzyczała "Ja chcę do mamy!!!".
    No cóż Mikołaj musiał przyspieszyć wizytę i na odchodnym powiedział, że zaraz zadzwoni po mamę i ma przestać już płakać.
    "Mikołaj" szybko się przebrał i stał się na powrót mamą. Kobieta pobiegła zaraz do sali "zerówki", by utulić rozżaloną córkę. Zapomniała tylko zmyć makijażu i wbiegła do sali z pomalowanymi na "rumiano" policzkami. Gdy weszła do sali wszystkie dzieci krzyknęły "To przecież Mikołaj!" - pokazując na kobietę palcami. Na co z pełną powagą N... odpowiedziała "to wcale nie jest Mikołaj! To przecież moja mama".
    Wśród dzieci nastąpiła konsternacja, wszystkie były pewne, że to właśnie mama N... była Mikołajem... tylko jak wytłumaczyć fakt, że nie rozpoznała jej własna córka?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi osobiście nigdy nie udało się spotkać Mikołaja. Zawsze nieudolnie wypatrywaliśmy z bratem pierwszej gwiazdki i Mikołaja lecącego do nas na saniach...a on w tym czasie po cichaczu podrzucał prezenty pod choinkę...Z kolei w Mikołajach z przedszkola czy szkoły, zawsze dał się rozpoznać woźny czy pan od w-f,stąd moja wiara w Świętego nie trwała długo. Przyczyniły się do tego również nocne szelesty pakowanych przez mamę prezentów. Jednak w tym roku, Mikołaj powróci. Mam nadzieję że zostanie z nami na dłużej. Zobaczymy, na ile pozwoli mu na to mój synek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Święta spędzałam z rodzicami u dziadków. Dziadek przebrał się za Mikołaja. Przyglądałam się mu uważnie, poznałam jego głos, choć mi broda nie pasowała.Jednak po powiedzeniu wierszyka zapytałam:"Dziadku dlaczego Ty udajesz Mikołaja?Nie rozumiem Cię". Biednego zdemaskowałam.Wszyscy parsknęli śmiechem:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. ja nigdy nie zapomnę jak bałam się iść do Mikołaja bo nie byłam zbyt grzeczna :D a rodzice zawsze mówili że Mikołaj wie czy byliśmy grzeczni :) no ale po namowach Pani Nauczycielki w końcu poszłam i dostałam prezent mimo iż byłam niegrzeczna :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam czwórke dzieci między najstarszym i najmlodszym synem jest różnica 24 lat,najstarszy syn wyjechał za granice ale w grudniu zawsze przyjeżdzał.Przebrał sie za Mikołaja dla tego najmłodzszego zadawał różne pytania a ten mówi Adam to ty? i był jeden wielki śmiech.

    OdpowiedzUsuń
  10. Moje pierwsze spotkanie z mikołajem odbyło się w przedszkolu, wypłoszona byłam jak nie wiem co, ale już wtedy miałam zapędy detektywistyczne. Zauważyłam że mikołaj ma krzywo brodę. Kiedy była moja kolej żeby usiąść mu na kolanach, podeszłam mrużąc oczy, wycelowałam palec w jego brodę i powiedziałam "krzywo", po czym pociągnęłam za nią, a że była na gumce to facetowi się dostało kiedy ja puściłam. Zrobiłam pffff po czym odeszłam z triumfem na buźce. Znam tą historię z opowieści mamy, bo sama nie bardzo ją pamiętam

    OdpowiedzUsuń
  11. W dzieciństwie co roku do mnie i siostry blizniaczki przychodził Mikołaj,oczywiście nieprawdziwy a ktoś z rodziny przebrany za niego ale my wierzyłyśmy,że był prawdziwy,do czasu.Bo jednego mikołajkowego wieczoru przebrał się za Mikołaja chłopak naszej starszej siostry ale zapomniał załozyć butów.Udawałyśmy z siostrą jak bardzo się boimy ale kiedy sobie poszedł powiedziałyśmy,że zostałyśmy oszukane bo to był Darek a nie Mikołaj bo miał takie same skarpetki.Potem wszyscy się śmiali,że poznałyśmy Mikołaja po skarpetkach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Moje spotkanie z Mikołajem,które pamiętam do dzisiejszego dnia...hm...miałam może z 10 lat,mój brat dwa lata starszy ode mnie,postanowił przebrać się w Św.Mikołaja w wigilijny wieczór.Oczywiście nikt o tym nie wiedział.Kiedy wszedł już przebrany po schodach do domu(...a to był nie mały wyczyn..czapka spadała mu na oczy,broda i wąsy też były niesforne,kostium nieco za duży,a do tego worek z prezentami...wyglądał jednym słowem komicznie:) )pierwszym zdaniem ,które wypowiedział,było...i tu uwaga!!!..."kto zjadł mamie rodzynki?".Oczywiście ruzgą za te...rodzynki dostało się naszemu tacie:)Mieliśmy niezły ubaw.Do dzisiejszego dnia wspominamy Tego Mikołaja:))
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hmmm, mam jakieś przebłyski w pamięci, gdy będąc małym dzieckiem przychodził do mnie Mikołaj. Jednak tutaj chciałabym podzielić się wyjątkowym dla mnie wspomnieniem, wzruszającym. :). W zeszłym roku, będąc jeszcze na stażu w Warsztacie Terapii Zajęciowej postanowiłam, że 6 grudnia przebiorę się za Mikołaja i podaruję niepełnosprawnym uczestnikom pyszne czekoladowe cukierki! Co to była za radość! Co prawda od razu wiedzieli, że to ja - pani Kasia - się przebrałam - od razu widzieli, że kogoś brakuje! Ale co tam! Zabawa i tak była przednia, ponieważ każdy z uczestników musiał powiedzieć, czy był grzeczny w tym roku, jakie były jego dobre uczynki i musiał powiedzieć coś miłego przybyłemu Mikołajowi. Muszę przyznać, że niektóre historie były bardzo śmieszne, a te miłe słowa przyprawiały o ciarki i wyciskały łzy w oczach! Dla mnie to był najlepszy prezent - ta ogromna sympatia moich uczestników i wdzięczność za poświęcanie im czasu :). Ogromna satysfakcja!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja najbardziej zapamiętałam spotkanie z Mikołajem w 2 klasie podstawówki. Odbywał sie klasowy mikołaj i przyszedł rozdać nam prezenty nauczyciel przebrany za mikołaja. Na moje nieszczęście byłam bardzo spostrzegawczym dzieckiem i rozpoznałam po obrączce na palcu mikołaja, że tak naprawdę to pan od WFu. Od tamtej pory niestety nie wierzę w prawdziwego mikołaja. Może Wy wrócicie mi wiarę tym pięknym candy? ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja dobrze pamiętam Mikołaja, który odwiedził moje przedszkole. Miałam wtedy 5 czy 6 lat. Tak strasznie się go bałam, że pani musiała mnie popychać w jego kierunku. Pamiętam, że ledwo do niego doszłam ;) A najgorsze było to, że należało jeszcze przytulić się do niego i zapozować do wspólnego zdjęcia... Do dziś, jak patrzę na to zdjęcie to chce mi się śmiać - to jedyne w swoim rodzaju tulenie na odległość :D
    Ale w nagrodę, że byłam taka dzielna dostałam paczkę a tam czekolada i Bobofrut :D Takie czasy...
    Zawsze potem Mikołaj starał się być niewidzialny :) A na święta prezenty przynosiło Dzieciątko. Ale to już zupełnie inna historia ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Moje wspomnienie Św. Mikołaja jest takie, że nigdy nie udało mi się go spotkać... :( Pamiętam, że jak byłam mała, to zawsze wyglądałam przez okno z nadzieją, że może go wypatrzę.. i zawsze chodziłam z tatą do sąsiadów, żeby sprawdzić czy u nich już był. No nie, jeszcze nie, więc miałam nadzieję, że najpierw przyjdzie do nas. A po powrocie do domu okazywało się, że u nas już był. Zawsze zostawiał prezenty pod choinką i spieszył się do innych dzieci. Dziwne, że nie spotkałam go na klatce schodowej, ale może akurat był u innych sąsiadów?? I super, że były prezenty, fajne, przeważnie te z listu mozolnie pisanego i przyozdabianego (znaczy czytał!!!!), ale gdzieś zawsze pozostawał smutek i rozczarowanie, że go nie spotkałam.
    Aż pewnej zimy napisałam w liście, że nie chcę żadnych prezentów, tylko chciałabym wreszcie go spotkać. List musiał do niego dotrzeć, bo od tamtej pory Mikołaj przychodził i było super :)

    OdpowiedzUsuń
  17. We wczesnym dzieciństwie (do 5 roku życia) nie miałam okazji spotkać świętego Mikołaja. Zawsze przynosił prezenty pod poduszkę. Pierwszy raz spotkałam Mikołaja w zerówce. Zawitał ze swoja świtą - dwa aniołki i diabełek. Diabełek miał w zwyczaju biegać po całej klasie i smarować nas sadzą (w każdym razie czymś czarnym :)) Byłam tak przejęta tym, żeby mnie nie wysmarował, że z wrażenia nie zareagowałam kiedy Św Mikołaj wywołał mnie do siebie. :) Na szczęście Pani wychowawczyni (przekonana że boję się Mikołaja) podeszła do mnie i delikatnie popchnęła w jego stronę. Dzięki niej udało mi się otrzymać wtedy prezent :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo fajna zabawa.

    A w dzieciństwie zawsze mnie fascynowało i zastanawiało jak to jest: św. Mikołaj dzwonił do drzwi, biegliśmy z bratem otworzyć, a za drzwiami nikogo ie było.
    Za to w pokojach już były paczki. I rodzice zawsze pytali, gdzie byliśmy jak przyszedł św. Mikołaj.
    Tym sprytnym sposobem w dzieciństwie nie dane mi było osobiście spotkać Czerwonego jegomościa z białą brodą.

    OdpowiedzUsuń
  19. Spotkań z Mikołajem z lat dziecinnych nie pamiętam, ach ta skleroza! Pamiętam za to zeszłoroczną wizytę Mikołaja z Anielicą w pracy. Usłyszeliśmy dźwięk dzwonków i Mikołajowe HO HO HO, ale... wypowiedziane kobiecym głosem! Naszym jakże zabawnym i zaskakującym Mikołajem okazała się koleżanka z pracy, zaś towarzysząca mu Anielicą w białej kiecce - kolega... Nie wiadomo kto miał lepszą zabawę, my czy oni na widok naszych min! :-)

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. ja w związku z Mikołajem mam takie wspomnienie: Kiedy byłam mała, a moja Mama pracowała, opiekę nade mną przejmowała Babcia. Pamiętam, że zawsze mówiła mi "tylko bądź grzeczna, bo Mikołaj stoi pod oknem i wszystko słyszy i zapisuje". Nie chciało mi się tej Babci wierzyć, aczkolwiek ciekawość nie dawała mi spokoju. Toteż kiedy Babcia opuściła mnie na chwilę, by przygotować mi obiad, uznałam to za najlepszy moment do sprawdzenia, czy Babcia mówi prawdę. Przytknęłam nos do szyby - ale nic nie zobaczyłam. Cichaczem otworzyłam okno i trochę się wychyliłam. Nic. Wiec chciałam zobaczyć czy nie ukrywa się pod samą ścianą, więc wychyliłam się jeszcze bardziej... i oczywiście straciłam równowagę, i gdyby nie noga zaczepiona o krzesełko byłabym pięknie wypadła z okna. Nie przejęłam się aż tak bardzo ze mogłam stracić życie, tylko że Mikołaja nie było pod domem! Ale było mi żal Babci, bo gdyby się wydało, że powiedziała nieprawdę, to by nie dostała prezentu, więc nic nikomu nie powiedziałam. Ale profilaktycznie więcej nie byłam niegrzeczna ;)

    banerek na moim blogu w zakładce "konkursy wyzwania i zabawy"
    pozdrawiam cieplutko :)
    http://oliwkowepasje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  22. U mnie podobnie, nigdy nie mogłam spotkać Mikołaja. Święta spędzaliśmy zawsze u dziadków, a zanim złożymy sobie życzenia była chwila na wywietrzenie pokoju przed kolacją, wszyscy krzątają się w kuchni, potem ktoś idzie zamknąć okno i okazuje się że był Mikołaj... pędziłam z kuchni do pokoju, ale za późno... mama zazwyczaj wołała o leci po niebie w saniach, więc ja pędzę do okna i nic nie widzę, wszyscy pokazują palcem, że tam widać sanie, a ja się tak potwornie złościłam, że nie mogę dostrzec... to rozczarowanie rekompensowały prezenty pozostawione pod choinką. Po latach tak samo oszukiwałam własnych synów. Działało... Nie zapomnę jak trudne było spotkanie z Mikołajem w przedszkolu mojego młodszego syna. Do dziś jak patrzę na fotkę z Mikołajem, na której synek zapłakany próbuje jak najbardziej odsunąć się od brodatego rubasznego pana, myślę o jego traumatycznym przeżyciu. Na szczęście starszy brat wspierał go w tej trudnej chwili. Teraz dzieci znacznie szybciej tracą tę magiczną wiarę w Świętego... jaka szkoda że tak szybko dorastają...

    OdpowiedzUsuń
  23. Moja historia dotyczy mojego starszego syna wtedy lat około 4 i pół oraz córeczki lat dwa.Kombinowaliśmy z mężem jak tu wręczyć dzieciom prezenty. Mąż postanowił że przebierze się za Św. Mikołaja. Strój oczywiście "oryginał" czerwony, do tego czapka i nawet worek...ale...zaraz się dowiecie.
    ...mąż wyszedł z domu pod pretekstem szukania św.Mikołaja,ja zabawiałam dzieci ganiając z nimi od okna do okna...no, bo nie wiadomo którędy wejdzie skoro nie ma komina (oczywiście mam na myśli Mikołaja nie męża)...aż tu pukanie do drzwi... otwieramy...Jest!!! Piękny, dorodny Mikołaj, no może nie taki święty, ale jest!
    Zresztą dzieci jak zobaczyły wór z prezentami,to świata poza nim nie widziały...Tak tylko mi się wydawało:). Gdy Mikołaj poszedł wrócił oczywiście mąż. Dzieci rozentuzjazmowane oznajmiły mu, że Mikołaj już był.Tatuś zaczął więc dzieci wypytywać jak wyglądał i co mówił, a syn chętnie opowiadał, opowiadał(córcia jeszcze wtedy za wiele nie mówiła) i na koniec opisu dodał - i miał takie buty jak Ty.
    Mnie zatkało,a córka chyba nie zrozumiała w czym rzecz, bo zaczęła płakać,że Mikołaj zabrał tacie buty i ona już nie chce tych prezentów tylko niech on odda te buty.
    ...i tak Mikołaj został ...kim? Dopowiedzcie sobie sami.:)

    Banerek umieściłam w pasku bocznym w "candy w których biorę udział"
    http://handmadebydoris.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń